wirtualne impresje

proces7

Bez przebaczenia

leave a comment »

Wyrządzone przeze mnie szkody pijackiej euforii są nie do naprawienia. Krzywdy, jakie alkoholik wyrządził swoim bliskim, są zbrodnią przeciw ludzkości, żaden trybunał, boski czy ludzki nie jest w stanie tego anulować skasować. Jeśli powołam się na jakiegokolwiek boga, to żaden sąd ostateczny tego wyroku nie odwoła. Zastanawiam się, czy można by pertraktować z Bogiem… Uważam, że nie, bo w moim wyobrażeniu, jeśli Bóg istnieje, to jest sędzią niezawisłym i sprawiedliwym, jego wyrok może być tylko jeden: winny. Ja zaś przyznam się do winy. Natychmiast i bez wahania. Inni, bardziej bądź mniej znajomi z pobliża – jeśli tu w ogóle i w tym sensie można pisać o jakimś pobliżu – poklepują mnie po plecach i mówią: naprawiłeś już swoje błędy, nie pijesz tyle lat, wynagrodziłeś swoim bliskim, a nawet tym dalekim, wyrządzone krzywdy. Chce krzyknąć: kurwa nie!
Jak do jasnej cholery mogę zmienić fakt, że moje obecne i ewentualne przyszłe dzieci są z automatu skazane na tę rujnującą ich życie przypadłość. A dzieci mają ten parszywy syndrom DDA. A zdewastowana psychika moich Rodziców, moich Żon?
Tego nie ukoją najlepsi terapeuci, psychologowie czy żadne terapie lekowe. Jeśli przetłumaczę tę kwestię na moją chrześcijańską kulturę i byt, to sentencja jest jedna.

Teraz idę do baru. Podwójny burbon z kolą i piwo, potem jeszcze raz to samo, aż zrobi się ciepło w żołądku, a potem za chwilę, za kwadrans to magiczne piknięcie w umyśle. I do kolejnej delirki, będzie dobrze. Ta przestrzeń pomiędzy następnym rzyganiem po stołach, łóżkach, gabinetach i zwierciadłach mojej proletariackiej kasty. Ta prosta między tym najlepszym łykiem alkoholu, a szczaniem i sraniem pod siebie. W korytarzach śmierdzącego mojego potu i drżących łap, w kalejdoskopie odrazy. To wszystko wyda mi się w tym momencie nieskończone.

proces

Written by procesVII

23 listopada, 2023 at 4:10 pm

Tryptyk o przeciętnej kobiecie wirtualnej

5 Komentarzy

Tekst opublikowany przeze mnie jesienią 2005 roku.

Magda trzecia

Magda ma białe dłonie i skrzący pierścionek, wijący się w strumieniach niebieskich żyłek. Nalewa nimi herbatę do cienkich filiżanek. Uśmiecha się triumfalnie, oczy jej odbijają blask wypolerowanej podłogi. Całe jej życie jest we fragmentach, uporządkowane na półkach, w kolorowych kopertach i metalowych pudełkach po czekoladkach. Czekoladki wydobywane z pudełek stanowią ważny element życia Magdy. Łagodzi nimi siebie tak, jak łagodzi gloksynie i anturium, delikatnie dozując im słońce i wodę. Jej sąsiad, do którego uśmiecha się bezwiednie, pomiędzy porannymi płatkami i gorącą czekoladą, nie lubi kwiatów. Lubi to, co Magdę napawa obrzydzeniem: hałaśliwe dzieciaki, piłkę nożną i wędkarskie eskapady, zdezelowanym volvo combi. Magda krzywi się na myśl, że dzieciaki mogłyby rozrzucać chipsy i wrzeszczeć w jej wypachnionej i brzmiącej stylowo, rytmami flamenco, czerwonej zgrabnej toyocie. W letnie przedpołudnia niepokoi sąsiadki swą zieloną sukienką, krótkim rytmem gitar, przelotnym związkiem uchylonej szyby swego samochodu i szarych okien robotniczej dzielnicy. Wtedy myśli o męskich pośladkach i mocnych ramionach, drzewa w szumie opon szosy mają falliczny kształt. Ucieka, by nazajutrz budzić się w ciemnym pokoju ze wspomnieniem, pośród bólu głowy w zapachu melisy i mięty, szeleszcząc nerwowo opakowaniem tabletek przeciwbólowych. Gdy ból pulsuje już łagodniej, otwiera pusty ekranik marzeń, potajemnych schadzek i westchnień. Koperty, pudełeczka i kwiaty są na swoim miejscu, jak zawsze uporządkowane. Ta świadomość pozwala Magdzie uśmiechać się do monitora, gdy flamenco już całkiem zgasło i po bólu głowy nie ma już śladu

Magda druga

Patrzy łagodnie na uliczkę przykrytą żaglami. Południowe słońce jest lekkie, młody Boliwijczyk z krzywymi zębami i indiańskim orlim uśmiechem, podaje jej szklaneczkę tinto de verano. Spogląda przed siebie i widzi patrzącego na nią młodego, promienistego chłopaka o długich, kasztanowych włosach. Jest piękny i patrzy na nią z uśmiechem. Po szczupłej sylwetce, pewnych ruchach, Magda rozpoznaje w nim tancerza flamenco. Uśmiecha się do niego i myśli o strumieniu lodowatej wody. Za chwilę poprawia słoneczne okulary, gdy reflektuje się, że może zostać rozpoznana. Wie, że to absurd, że w tym mieście są tysiące prostytutek, ale nie umie opanować tego odruchu wstydu. Peszy się, gdy Cyganka usiłuje jej wręczyć gałązkę mirtu i oferuje wróżbę. Niezdarnie i niezdecydowanie dziękuje korpulentnej kobiecie. Cyganka nie nalega, odchodzi lekko w stronę grupki turystów, wychodzących z katedry. Nagle czuje ból w głębi pośladków, widzi uśmiech angielskiego turysty z potężnym przyrodzeniem, ten uśmiech podwaja się o twarz królowej z dwudziestofuntowego napiwku za dodatkową usługę. Oblewa ją zimny pot i czuje w ustach metaliczny smak nasienia marokańskiego robotnika portowego, przesuwa łykiem napoju ten smak w głąb żołądka i czuje ucisk. Torebka, wypadające monety i beznogi pieśniarz flamenco pod stylowym butikiem z zieloną sukienką na wystawie. Wymarzonym zakupem, odkładanym na później. Uśmiechnięta, zwinięta w kulkę Królowa Elżbieta ląduje w futerale na gitarę. Magda biegnie, tęskne flamenco dudni jej w uszach. Serce bije w ogromnym tempie, w tym łagodnym powietrzu sjesty.

Magda pierwsza

Magda nie zdejmuje płaszcza w barze, pod oliwkowym skórzanym płaszczem jest zielona sukienka. Magda poprawia szal i kołnierz, by ją ukryć. Szeptem prosi barmana o podwójną wódkę w szklance z lodem i Martini. Rozgląda się niepewnie. Chłopak to czuje i uśmiecha się delikatnie i prawie konfidencjonalnie. Pod blatem baru Magda stara się skryć dłonie, blade i zniszczone. Dwaj mężczyźni naprzeciw piją piwo, jeden uśmiecha się do niej, ona opuszcza głowę na wiotkie piersi, skryte pod płaszczem, ręką dotyka pustego brzucha.. W samotnych dwóch kostkach lodu odbijają się światła baru. Magda wodzi wzrokiem po złoconych witrynach z trunkami i czeka na spotkanie z oczyma barmana. Bez słowa pokazuje na szklankę, chłopak rozumie, że ma podać to samo. Teraz Magda pije już wolniej, zapala papierosa, wie, że za chwilkę nastąpi to magiczne tąpnięcie w ciele i minie drżenie dłoni i ból. Barman zgrabnie wkłada płytę w półkę odtwarzacza, dym z papierosa uderza Magdę głęboko jakoś i przenikliwie. Dzwoni kawałkami lodu o brzegi szklanki i patrzy na dłonie i ramiona pochylonego nad nią barmana. Flamenco unosi się ponad wysokie barowe stołki, ponad spuchnięte oczy Magdy. Serce kobiety bije wolno. Uśmiecha się do lustrzanej witryny, przez snujący się dym.

Trzy wersje kobiety wirtualnej, z tomu Raport z umierania w sieci.

proces

Written by procesVII

23 listopada, 2023 at 3:52 pm

Marius Septus z Apulii

19 Komentarzy

To jest tekst opublikowany przeze mnie w Święta Wielkanocne w 2009 roku.

Po dwunastu latach służby w armii, Marius Septus postanowił zrezygnować z dalszego pobytu w Judei i zakończyć kontrakt. Dowódca centurii nie czynił specjalnych trudności i tak pozytywnie rozpatrzone podanie przesłał do kwatermistrzostwa.
Kwestor legionowy kiedy podpisywał dokument nie miał bladego pojęcia kim jest Septus. Zupełnie nie kojarzył go z tym drobnym zamieszaniem, by nie rzec – skandalikiem w armii, związanym z kradzieżą z grobu zwłok pewnego skazańca. Jego kolegów z centurii bardziej interesowała sprawa niespłaconych długów, bowiem Septus lubił się napić, nie miał szczęścia w grze w kości, ale miał za to słabość do szczupłych i gładkich jeruzalemskich kurewek. Dwie i pół sestercji dziennego żołdu to były niezbyt wielkie pieniądze. Czytaj resztę wpisu »

Written by procesVII

7 kwietnia, 2023 at 2:27 am