Archive for the ‘Pruderia’ Category
Bez przebaczenia
Wyrządzone przeze mnie szkody pijackiej euforii są nie do naprawienia. Krzywdy, jakie alkoholik wyrządził swoim bliskim, są zbrodnią przeciw ludzkości, żaden trybunał, boski czy ludzki nie jest w stanie tego anulować skasować. Jeśli powołam się na jakiegokolwiek boga, to żaden sąd ostateczny tego wyroku nie odwoła. Zastanawiam się, czy można by pertraktować z Bogiem… Uważam, że nie, bo w moim wyobrażeniu, jeśli Bóg istnieje, to jest sędzią niezawisłym i sprawiedliwym, jego wyrok może być tylko jeden: winny. Ja zaś przyznam się do winy. Natychmiast i bez wahania. Inni, bardziej bądź mniej znajomi z pobliża – jeśli tu w ogóle i w tym sensie można pisać o jakimś pobliżu – poklepują mnie po plecach i mówią: naprawiłeś już swoje błędy, nie pijesz tyle lat, wynagrodziłeś swoim bliskim, a nawet tym dalekim, wyrządzone krzywdy. Chce krzyknąć: kurwa nie!
Jak do jasnej cholery mogę zmienić fakt, że moje obecne i ewentualne przyszłe dzieci są z automatu skazane na tę rujnującą ich życie przypadłość. A dzieci mają ten parszywy syndrom DDA. A zdewastowana psychika moich Rodziców, moich Żon?
Tego nie ukoją najlepsi terapeuci, psychologowie czy żadne terapie lekowe. Jeśli przetłumaczę tę kwestię na moją chrześcijańską kulturę i byt, to sentencja jest jedna.
Teraz idę do baru. Podwójny burbon z kolą i piwo, potem jeszcze raz to samo, aż zrobi się ciepło w żołądku, a potem za chwilę, za kwadrans to magiczne piknięcie w umyśle. I do kolejnej delirki, będzie dobrze. Ta przestrzeń pomiędzy następnym rzyganiem po stołach, łóżkach, gabinetach i zwierciadłach mojej proletariackiej kasty. Ta prosta między tym najlepszym łykiem alkoholu, a szczaniem i sraniem pod siebie. W korytarzach śmierdzącego mojego potu i drżących łap, w kalejdoskopie odrazy. To wszystko wyda mi się w tym momencie nieskończone.
proces